
„… Wreszcie godzinne oczekiwanie przed Filharmonią, gdzie zbierał się coraz większy tłum zaaferowanych widzów. Organizatorzy poprosili mnie o zapowiedzenie koncertu... Przygotowywałem się psychicznie do tego zadania przez całe popołudnie, ale kiedy stanąłem na scenie, na której za chwilę rozegrać się miał najcudowniejszy spektakl, jaki widziałem w życiu... zapomniałem o wszystkim, co chciałem powiedzieć. Prosiłem tylko w imieniu Petera o ograniczenie używania fleszy i o fotografowanie tylko podczas dwóch wyznaczonych utworów. Z radością muszę przyznać, że publiczność potraktowała tę prośbę z olbrzymią wyrozumiałością. A po koncercie Hammill stwierdził, że dla takiej publiczności jeszcze nie grał. Przede wszystkim pochwalił zgromadzonych w Filharmonii widzów za to, że nie klaskali rozpoznając pierwsze takty poszczególnych utworów. Wcześniej powiedział mi, że koncert jest dla niego formą bardzo intymnego kontaktu z odbiorcą: on daje z siebie wszystko i oczekuje, żeby odbiorca chłonął muzykę całym sobą. Dlatego nie zgodził się na udział telewizji, która zawsze przeszkadza przez godzinę, a potem puści w programie
najmniej ważne pięć sekund spektaklu.
Powiedział: Koncert trzeba odbierać CAŁY, a nie tylko skrawek widziany przez wizjer aparatu lub kamery.
Nie umiem opisać tego, co Hammill zaprezentował na scenie. Ci, którzy tam byli, wiedzą doskonale, że tego opisać się nie da. Inni niechaj trzymają kciuki - Mistrz obiecał przyjechać ponownie. Wierzę, że słowa dotrzyma, jeśli tylko zostanie ponownie zaproszony. Wierzę też, że przeżył w Filharmonii Pomorskiej mniej więcej to samo, co my - tuż po koncercie byłem u niego w garderobie i widziałem wzruszenie na jego twarzy …”
-Tomasz Beksiński-
No comments:
Post a Comment